Jako mama trójki dzieci, prowadząca dom (i to taki w stanie generalnego remontu), pracująca na pełen etat (a czasem i trochę więcej, w zależności od sytuacji) i oddająca się pasji nauczania najmłodszych poprzez codzienne zajęcia z angielskiego w przedszkolach, doskonale wiem, że nie codziennie znajdzie się czas na długie, pełne atrakcji domowe zabawy dla własnych dzieci. Wiem jednak również jak ważna jest regularność, kiedy realizujemy jakiś projekt edukacyjny, dlatego planowane przeze mnie domowe zajęcia dla dzieci często znacznie różnią się czasem trwania. Kiedy jest go więcej, zabawy są dłuższe, często wymagają wyjścia z domu i udziału w zewnętrznej atrakcji albo uwzględniają czasochłonną pracę plastyczną czy pełnometrażowy film do obejrzenia. Są jednak również zabawy przeznaczone na symboliczne pół godziny – po to, żeby zachować regularność w tych trudniejszych, bardziej ograniczonych czasowo dniach. Jednym z przykładów jest nasza wycieczka palcem po mapie na Islandię, gdzie od razu przeszliśmy do meritum 😉
Jako wprowadzenie, wydrukowałam dzieciom zestaw obrazków, przedstawiających różnorodne krajobrazy, jakie mogą spotkać podróżując po świecie. Nazwaliśmy sobie wszystkie te krajobrazy po polsku i po angielsku i chwilę pobawiliśmy się w proste gry, mające na celu zapamiętanie nowych wyrazów – komplet małych obrazków został wydrukowany dwukrotnie, żeby móc pobawić się w memo i Piotrusia – bardzo proste i równie skuteczne gry, wymagające wielokrotnej powtórki nowych słów.
Następnie wspólnie wpisaliśmy na YouTubie hasło „Iceland” i przeglądaliśmy interesujące nas filmy, ukazujące krajobrazy na Islandii. Na podstawie obejrzanych nagrań dzieci miały za zadanie wybrać obrazki, ukazujące krajobrazy charakterystyczne dla Islandii. Wybraliśmy wulkany, gejzery, wodospady oraz śnieg i lód.
Główną atrakcją tej wycieczki w kapciach przez świat było stworzenie własnych gejzerów i wspólnego wulkanu. Zaopatrzyliśmy się w kilka paczek sody, ocet, mentosy oraz butelkę coca-coli i zabraliśmy się do eksperymentowania. Gejzery powstały w zwykłych talerzach, w których to połączyliśmy sodę z octem i obserwowaliśmy zachodzące w talerzu reakcje. Ze względu na konieczność sprzątania wulkan powstał na dworze. Na środku podjazdu ustawiliśmy mocno zmrożoną butelkę coca coli, do której zdecydowanym ruchem wrzuciliśmy całą paczkę mentosów. Efekt przypomina wybuch wulkanu, a dzieciom sprawia mnóstwo radości. Taka mała rzecz, a cieszy, a przede wszystkim zostaje w głowach 😉
Dodatkowe pytania, na które odpowiedzieliśmy sobie przy okazji „zwiedzania” Islandii to: