W proponowanych przeze mnie aktywnościach dla dzieci jest mało sztuczności. Nie kupuję ani nie drukuję kolorowych fiszek z pięknymi obrazkami jabłuszek czy bananków – te metody sprawdzają się w szkole przy większej gromadzie dzieci i mniejszej elastyczności. W domu możemy sobie pozwolić na to, aby dzieci nazywały OWOCE, nie zaś karteczki z ich rysunkami. Dlatego naszą pierwszą owocową lekcję przeprowadzamy poza domem.
Bierzemy zatem dużą torbę, parę złotych i dziecko pod pachę. Kierunek – warzywniak / targ / stoisko warzywno-owocowe w supermarkecie. Tam gdzie jest Ci najwygodniej. W pierwszym rzucie pozwalamy dziecku wybrać owoce, które samo lubi, ewentualnie dokładając parę swoich „dla tatusia, bo bardzo lubi”. Dziecko wybiera owoc, wkłada do torby, pomaga ważyć, a my przy każdej z tych czynności nazywamy go po angielsku.
Jak mówię do dzieci? Mieszam języki. I – jak zwykle – musimy wyczuć ile rozumie nas Maluch i na jaką porcję angielskiego możemy sobie pozwolić. Czyli w zależności od tego ile lat ma dziecko, jak długo korzystamy już z tej metody i jak dziecko radzi sobie z językiem, będziemy kolejno przechodzić przez etapy, kiedy nasze polecenia będą brzmiały mniej więcej tak:
– wybierz ładne jabłuszko – ładne apple
– wybierz ładne jabłuszko – beautiful apple
– wybierz beautiful apple – ładne … (tu dziecko dopowiada)
– take a beautiful apple (dziecko sięga po odpowiedni owoc)
– is it an apple or banana? (dziecko wybiera prawidłową odpowiedź)
– what is it? (dziecko samo nazywa owoc)
Jak widać, wcale nie musimy sadzać dziecka i formalnie pokazywać mu fiszek – jabłko-apple. Wystarczy nazywając przedmiot, robić to w dwóch językach. Dziecko naprawdę łatwo kojarzy i szybko zapamiętuje słowa nauczane tym sposobem. Co więcej, nie czuje na sobie widma nauki. Jest przecież z mamą czy tatą w sklepie i robi zakupy – zwykła, codzienna sytuacja.
Cały haczyk tkwi w wielokrotnym powtarzaniu tego samego w różnych sytuacjach. Zauważ, że mamy etapy – najpierw wybieramy apple, potem wkładamy apple do torby, w następnej kolejności ważymy apple a na koniec jeszcze za to apple płacimy. Co więcej, nasze apples trzeba nieść w torbie do domu, a w domu trzeba apples z torby wypakować. Później możemy apple obrać ze skórki i pokroić na kawałki. Nie zapominamy również o umyciu apple. A może nasz króliczek miały ochotę zjeść kawałeczek apple?
Jeśli po takiej dawce applowania Twoje dziecko nadal nie będzie wiedziało jak nazywa się ten owoc, to ja jestem chińska królowa! Nota bene z podróży do Chin mam zdjęcie w jakichś cesarskich ciuchach, w chińskiej scenerii – może jednak zmienię powyższe na indiańskiego szamana… 🙂